W lutowy niedzielny poranek grupa ojców wraz ze swoimi synami spotkała się na kolejnej Męskiej Wyprawie. Tym razem, z uwagi na panującą porę roku, wyprawa odbywała się oczywiście w zimowej scenerii. Zadanie było niełatwe, ale zostało wykonane – zbudowaliśmy igloo!
Jak każda wyprawa, także i ta obarczona była ryzykiem, że z powodu niesprzyjających okoliczności może nie dojść do skutku. Wachlarz możliwych przeciwności był dość obszerny, w szczególności przez wymogi pogodowe.
Po pierwsze niezbędny był śnieg – jako warunek konieczny, ale niewystarczający, najlepiej w ilości, która pozwoliłaby swobodnie tworzyć bloki śniegowe. Mniejsze zasoby wody w tej postaci mocno utrudniłyby prace.
Po drugie temperatura – jako kolejny krytyczny element, zarówno ta ściśle meteorologiczna jak i odczuwalna – ta pierwsza oddziaływała na śnieg, szczególnie na jego właściwości klejenia się, a druga na wytrzymałość termiczną wszystkich uczestników, szczególnie tych najmłodszych Tygrysków i Sówek.
Po trzecie plac budowy – które musiał być dość dobrze skomunikowany, z miejscem postojowym dla aut, w pobliżu którego byłaby łąka, pastwisko lub inny grunt umożliwiający realizację tego wyzwania inżyniersko-budowlanego, bez wywoływania negatywnych emocji właściciela gruntu.
Okazało się, że warunki były wręcz idealne. Śniegu było pod dostatkiem, nawet 40 cm, temperatura powietrza była dodatnia i wynosiła ok. 4 st. C, odczuwalna niewiele mniej, bo nie było wiatru, śnieg dobrze się kleił, choć spodnie warstwy były zbyt zmrożone i tym samy niezdatne do budowy igloo. Miejsce również nas nie zawiodło: było i po części odludne i po części komunikacyjnie przystępne, z bezpiecznym miejscem postojowym, zaledwie 3 minuty do drogi S1.
Do pracy przystąpiliśmy w zespole ośmioosobowym: trzy dzielne Sówki i jeden odważny Tygrys, oczywiście w asyście swoich ojców. Pomimo braków formalnych (brak osoby z wykształceniem inżynierskim:) rześko zabraliśmy się do pracy. Najpierw wytyczyliśmy obrys naszego igloo, który początkowy, w rzucie poziomym był kołem, a później przyjął kształty bardziej elipsoidalne. Następnie, za pomocą przywiezionych półprofesjonalnych form, tj. wiader, oraz łopat różnej wielkości i maści, zaczęliśmy produkcję, w systemie prawie ciągłym, bloczków śniegowych. Nasi synowie dzielnie dostarczali śnieg zarówno na bloki, a także na uzupełnianie szczelin między ułożonymi bloczkami. Ojcowie bez wytchnienia produkowali bloczki śniegowe oraz układali poszczególne cegły śniegowe, dbając o to, aby zachować wszelkie proporcje zimowej budowli.
Igloo zbudowaliśmy po ponad dwóch godzinach. I choć wykorzystaliśmy tylko śnieg jako budulec, udało się zbudować ściany, wyciąć wejście, a nawet zamknąć sklepienie na wysokości ponad dwóch metrów. Obszerne wnętrze zmieściło wszystkich najmłodszych uczestników.
Po takich doświadczenia apetyt rośnie. Następnym razem, zapewne w bardziej licznym zespole zbudujemy jeszcze większe igloo i … rozpalimy wewnątrz ognisko. Kto nie wierzy, niech przyjedzie za rok.
Zapraszam na kolejną Męską Wyprawę!
Wspólnie. Entuzjazm. Przygoda.